We’ve updated our Terms of Use to reflect our new entity name and address. You can review the changes here.
We’ve updated our Terms of Use. You can review the changes here.

Off​-​time

by Kalimba & Poeci Po Godzinach

/
  • Streaming + Download

     

1.
Żar dogonił mnie w połowie miesiąca i dopadła mentalność wygrzewającego się na skale węża, w którego źrenicy migotały pestycydy. Czas miał smak piasku w barchanach, jego oś była krótka niby ość. Oddalałem się od wilgotnego łożyska, sploty mojego życia traciły na sprężystości, a matka natura praktykowała wobec mnie metodę spalonej ziemi, żebym był nomadą żywiącym się korzonkami wrośniętymi w jałową glebę, w której spoczęły ciała moich przodków. Od żadnego z nich nigdy nie dostąpiłem daru, łyku ożywczego soku, wszyscy byli jak wielki usychający baobab. Zajęci niby mrówki, subtelni jak korniki drążące korytarz w umierającym żywicielu, ruchliwi niczym muchy na wyschniętym łajnie. Jak więc mogłem żyć latami pośród robactwa, nie przyodziawszy dziedzictwa, pancerza twardniejącego niczym glina w słońcu? To proste. Jak ostatni człowiek na Ziemi, podobny temu pierwszemu.
2.
tylko tyle z nas co dzisiaj jest w tych zagłębieniach krzeseł w śladach łokci przy barze w odciskach butów na śniegu w sercach szminką na lustrze w jednej chwili otwartej w niedomkniętym wieku powiedz gdzie nasz początek powiedz kiedy stopnieje śnieg jak długo przetrwa serce na lustrze spójrz słońce roztapia szminkę barwiony tłuszcz spływa po szkle serce jest tam gdzie ty a ty nie wiem gdzie tutaj zostają tylko nasze ślady roztopi je słońce zasypie piasek twarde ziarna kwarcu czuję między zębami między palcami wszyscy jesteśmy tacy tymczasowi
3.
Nie stawiać na grzejnikach butów i bagażu. Wszyscy będą oglądać moją gołą goleń. Zaczynam się rozbierać, bo ubrania parzą. Zaczynam ściągać buty, ten pociąg jest domem. Mam red bulla z lodówki, oni – płachty dworców, czerwone płótna siedzeń. Jest ciepło, jest miłość. Przespałem tak swój postój w tym przytulnym kojcu. Więc miłość? Może wściekłość? To, co nie zabiło, zostanie tylko ze mną i będą nawroty – jemioła, dekoracje w corocznych radościach. Pusty kojec po Bogu zajmą tłuste koty. Puste kojce po dzieciach, które trzeszczą w ościach.
4.
patrz wszystko było niezmienne a jednocześnie płynne przesuwało się i zmieniało a czas narzucał swoje chaotyczne reguły gry i trwał przyglądając się temu jak kpiarski widz* rzut kostką i kurwa nigdy nie będzie sześć twój umysł się myli - ja mylę możesz wejść stylem węża w piętro pustej rozmowy czkawką ześlizgnąć się ze stopnia bo nabieranie powietrza jest hipnozą kolcem wyrwanym z łodygi i podcięcie deltą nadgarstek - niech płynie wije się ostatni kęs pomarańczy drobne ziarenka i pęka odcień tytuł - język - sok słodszy od lepienia trzy grosze których nie postawię tam gdzie powinnam odwrócić szyk i wrócić na forres szukać szkła dolnej granicy prawdy
5.
Utknęłam w ciężkim, wielkomiejskim gwarze i kiedy wokół zaciska się pętla, a siła bólu w uszach niepojęta, straciłam oddech od nadmiaru zdarzeń. I pytam świata, czemu mnie tak karze, gdy ciszy pragnę, która dla mnie święta, że nawet własnych myśli nie pamiętam zgubionych w tłumie niespokojnych wrażeń. Uciekam w miejsce gdzie złu wstęp wzbroniony, gdzie ptaki dziobem czeszą pióra skrzętnie. Żurawi klangor, który głośnym graniem w spokój, hałasem miasta niezmącony, dzień budzi, a wieczorną myśl najpiękniej układa do snu na wilgotnej trawie.
6.
Ilekroć widzę na scenie grubego murzyna z jego harmonijką manierą i melorecytacją myślę że śpiewa o mnie i Johnie Williamsie i tamtej nocy gdy mogłem pojechać prosto do domu ale ci co znają te melodie wiedzą że nie mogłem a pijany John Williams mógł tylko kręcić się wokół własnej osi jak ziemia bo John jest prawdziwie grubym murzynem jak planeta z której drugiej półkuli przyjechał John Williams przyleciał z Los Angeles by uczyć tutaj języka tamtej nocy mówił już bardzo słabo i mogłem udawać że nie widzę jego chodnikowego bluesa ale ci co znają te melodie wiedzą że nie mogłem władowałem go na przednie siedzenie samochodu i żeby nie usnął kazałem mu śpiewać gruby murzyn całą drogę śpiewał mi kołysanki John Williams jest prawdziwie grubym murzynem a gdy śpiewał mi kołysankę myślałem co by było gdybyśmy razem służyli w Wietnamie a prawdziwie gruby John dostałby kulkę zaś ja miałbym go zataszczyć z ryżowiska do śmigłowca John Williams zapewne skonałby na tym ryżowisku a ja śpiewałbym mu kołysankę do śmierci wojna musi być straszna ale naprawdę nie byłbym w stanie zataszczyć rannego Johna Williamsa do śmigłowca tak jak nie byłem w stanie zaprowadzić go na pierwsze piętro być może spał na klatce schodowej ale i tak tego nie będzie pamiętał tak jak nie pamięta swojej śmierci w Wietnamie kiedy wracałem postanowiłem kupić piwo na stacji benzynowej ale postanowiłem dosyć późno i pan policjant powiedział że niezastosowanie się do nakazu jazdy prosto kosztuje dwieście pięćdziesiąt złotych i pięć punktów karnych bez żadnych pierdolonych widełek nawet dla świeżo upieczonych weteranów Wietnamu mogłem pojechać prosto ale ci co znają te melodie wiedzą że nie mogłem bo gdziekolwiek byś nie pojechał tam będzie blues.
7.
nie patrz na mnie teraz, kiedy biorę igłę, wszyję ciebie w skórę, ułożę, ugniotę. igła przejdzie gładko, nie zawadzi oka, tylko nie patrz teraz, nie poprawiaj włosów rozrzuconych palcem, całą garścią palców. niech wystygną trochę, nim zostawią ślady. nie znam labiryntu linii papilarnych, mam za mało danych i za mało wspomnień, boje się, że znajdę, nim zdążę zabłądzić zapomnę imiona, nazwiska i daty. igła przejdzie gładko nie naruszy kości, przestań wreszcie patrzeć, bo wyjdziesz bez twarzy, makijażu, oczu podkreślonych kredką, potem będzie głupio kreślić inną siatkę pończoch, dotyk, zapach. nie mów nic o dzieciach. będę jeszcze myślał, ale potem, jutro. przestrzeń między nami zamienia się w wilgoć, jedenaście minut, potem znowu cisza nawet nie przepraszaj, jeszcze się nauczysz. wszywam ciebie w portfel, w wolny kwadrat ramki, całkiem nowy smak, sen, biała kartka z pralni zakończona sumą, przecież to nieważne, pustka między dłońmi jest jak ślad po mapie.
8.
Możesz przyjść z własną pocztą nakleić „zginął pies rasy pińczyk, dzieci bardzo tęsknią” próbować odczytać zdjęcie wyskoczyć z kasy albo zaobserwować krążenie drobin wchodzących w obrys nocy stań w krótkiej kiecce załóż biznes odwiń psa piszesz „użyłam ich jako miary, teraz gdy do mnie przyjdziesz znaczy minąłeś ich ponad sześć tysięcy” Dzieci idą w dół w kierunku plaży z ich know how wybieram tylko dwa a) naparzaj kijem bang-bong-bing-bong b) żyrafa z głową w dół i inne zwierzęta Najbardziej jednak ważkie jest zaganianie motyli łapanie trzepotu mozolna mikrosymfonia
9.
a jeśli gdzieś są jeszcze lekcje geografii uczniowie będą się przedzierać przez zasieki kordony granice nazw zatartych nie istniejących miast wyschłych rzek i nerwami strumyków wypulsują słabe tętno morza może tę ziemię nazwą ameryką albo eurazją będą importowali egzotyczne brzmienia słyszane po raz pierwszy a potem w atlasach zielone depresje pasą baranki wzgórz w poziomicach bez skali oddalenia od siebie i tak się wspinają codziennie na szczyty które z czasem zdobędą albo nigdy ale zawsze zobaczą zatarte symbole nic nie znaczące bo wszystko wszystko to terra incognita
10.
Już złożone wszystkie zdania, podrzędne, wywiedzione w pole, przykryte gliną. Resztki ciała stają się słowem, kwitną w doniczkach z papieru, płonne płomienie, coraz bardziej obce języki, które niesie teraz nasza ślina. Więc kondukt wpada w koleiny utarte z kodu i białka? Mdły kogel mogel pokoleń, piana bita do krwi. Strach włożyć palec, rozpoznać kształt rany ukrytej w tkance dna, jej wąskie światło zakazić pasmem, gdzie falują tylko cienie. Rzucamy kości, by ocalić głodny kawałek materii, jakoś się z tego wygrzebać.
11.
„wynajęty widok” zgarnęłaś mnie z ulicy by jeszcze raz na spokojnie przyjrzeć się jak mówią temu widokowi w ciemnej bramie bez światła bez żarówki akurat nikt i nic nie przechodziło między nami czytaliśmy sobie z ust „Z krajobrazem w tle” a było tak bajecznie blisko nie za lasami za drzewem dzisiaj tu cmentarz wieczny śnieg on nie ma słów ani ja taje nam w ustach
12.
clue tego zdania to trup. trup nie udaje, jest w środku. mamy to szczęście, możemy się przyjrzeć, przyłożyć ucho, zastukać i stwierdzić: ni hu hu po tchu, ni słychu bicia, i tylko po sali wlecze się echo, salowa pcha wózek z pościelą po zmarłym, brudna po zmarłych jest pościel i echo się wlecze jak smród. rację miał trup, że nic nie zostawią – płótno bielutkie, aż w oczy zaszczypie, z szafki przy łóżku sprzątną owoce, szafkę opróżnią, ciało ukryją ze wstydem. jeszcze raz zerkną na puste posłanie, tym razem czulej pomyślą o trupie, i łza się zakręci - ciężka, niezdarna, i wspólnie nad wielkim zapłaczą porządkiem
13.
nie zatrzymuj jej teraz idzie w sen jak w czerń miękką od wilgoci może kiedyś się wyzłoci wyjaśni dzisiaj niech to prześpi przypatrzy się później jutro trudno to opisać – wąskie przejścia tory świerki przy ścieżce umierające od dolnych pięter gęstsze niż powietrze w podziemiach w ściółce przeciągają się grzybnie stygnie czas – najpiękniej byłoby zapomnieć płynnie nie zatrzymuj jej niech więc idzie w cień może kiedyś wyrośnie przestanie śnić i powoli zastygnie w ciekły azot w lód w kamień
14.
Tu wszystkie gałęzie należą do zmarłych, machają nimi wytrwale na wietrze; czy wciąż w albumach tkwią ich młode oczy, nie wiem; pozostawili mundury, suknie ślubne, komunijne ubranka; nadzy wślizgują się między gałęzie; czy tam jest jakiś popas lub piknik u Boga, nie wiem; nie mogę zawierzyć mitologiom, niezupełnie wierzę tylko w rozkład; wrócić na ziemię wiosną, bić deszczem, być jasnym pędem, gorzkim mleczem w żwirze.
15.
urodzeni za kulisami rozgrywają scenę po scenie krążą według własnej koncepcji inscenizacji nie szukają suflera podpowiedzi inspicjenta znaku wejścia i wyjścia wychowani za kulisami skażeni wirusem zdeptanych desek zarażają chorobą dożywotnio nieuleczalną miłością do słowa unoszonego po ostatnie rzędy zasłuchanych dorastający za kulisami nie uciekają od tłumu pierwsze skrzypce im nieobce myśli dalekie często od własnych głoszą do chwili gdy kurtyna opadnie światło zgaśnie
16.
Panie, podniosłem z ziemi wiersz, który odgryzł mi rękę. Przebacz mi głupotę. Głupotę, w którą zanurzam się – – aż po rękojeść i w której się starzeję. Oto jest śmierć i zmartwychwstanie tekstu. W lustrze literatury przegląda się nie wieczność, nie czas, ale życie: moja spuchnięta głowa i brudne strąki włosów. Nie ma innego znoju, innej katorgi: Pan brokerów, Pan rzeźby polskiej jest moim pasterzem i wyrwidębem, moją męczyduszą i wierną zrękowiną – – Pan o skręconym karku: sine, Boskie Przerwańsko, które wmarło w tę chatę i jest w niej widome.
17.
ogar spoglądający złotym okiem na szklanki, hantle leżące w kiblu, kryształowy żyrandol. błyszczał nad nami księżyc – wiśnia mocna, i na ceracie leżał wyrzygany xanax albo okrągłe larwy z szarego całunu razem byliśmy na mszy ladzińskiego, ponad rzędami wygaszonych okien, nad oszronionym zegarem spółdzielczego banku jak bóg zapalający świecę w głuchoniemym, jak murzyn w czołgu w wyzwalanym lagrze – tak tam było zamiast wnętrzności: pszczoły – mięso regularne, kwasem koronowanie – wzgardzony, okriti chwało – w radiu śpiewał ochman tam żeśmy leżeli, płakali i grzali się w promieniejącym wkurwie ladzińskiego, w jego latającej pływalni żal ci teraz? żal odpoczywajcie, szklanki, śpijcie w kiblu, hantle, nie ma już ladzińskiego, już nie nie patrz już, ogarze, wyjdź z czołgu, murzynie, zgaś, boże, swoją świecę w głuchoniemym ladziński, ladziński, widzę go w nocy, we śnie, jakby w kropli jakby skakał po rzece zamarzniętych noży wzgardzony i śmiertelny: syn słońca w butelce
18.
"An Appeal to the Poet" shine forth before you fade deep shine forth before you fall asleep tell me, tell me your life story... about the life full of grovel about the life - not a novel about that rat race hiding your face how much you've been worth how many good cards you've had from birth tell me about people of beautiful minds of those who love, touch you in all kinds who paint the world so wonderful so leave a few words to remember so leave a few notes to remember and a few happy photos so tender shine forth before you fade deep shine forth before you fall asleep tell me, tell me your life story... _____________ "Do poety" rozbłyśnij nim zgaśniesz rozbłyśnij nim zaśniesz opowiedz mi swoją historię o życiu co nie pieści o życiu nie z powieści o pędzie do przodu doznanych zawodach o tym, ile jesteś wart ile było w życiu dobrych kart powiedz o ludziach z piękną duszą tych, co kochają i co wzruszą i namalują piękny świat zostaw po sobie parę słów zostaw po sobie parę nut parę szczęśliwych fotografii rozbłyśnij nim zgaśniesz rozbłyśnij nim zaśniesz opowiedz mi swoją historię.

about

W wierszu Renaty Radnej-Mszycy został wykorzystany cytat z książki: P. Baccalario, "Dom luster", tłum. B. Fabiani.
Muzyka: Kalimba
Aranżacje: Kalimba (1-18), Zuzanna Dudek (1-5, 10, 12, 13, 16), Natalia Orkisz (18)
Realizacja nagrań: Maksymilian Szelęgiewicz
Asystentura przy realizacji nagrań: Jakub Lalik
Produkcja muzyczna i koordynacja: Magdalena Harasimowicz

Kalimba:
Magdalena Harasimowicz – pianino, tank drum, śpiew, kwestie merytoryczne
Maciej Grątkowski – śpiew
Tomasz Idziak – gitara akustyczna, gitara elektryczna, śpiew
Łukasz Dudek – gitara dwunastostrunowa, gitara elektryczna
Łukasz Moksa – djembe, drum pad, kalimba, instrumenty efektowe, ukulele
Marcin Gorczyca – gitara basowa
Karol Samsel – kwestie merytoryczne

Gościnnie:
Zuzanna Dudek – altówka, śpiew (4, 5)
Natalia Orkisz – śpiew (18)

Grafika na okładce: Jacek Frąckiewicz
Opracowanie graficzne: Maria Kuczara
Koordynacja projektu: Renata Radna-Mszyca
Wsparcie projektu: Agnieszka Jarzębowska, Barbara Kapałka-Miłek, Joanna Lewandowska, Piotr Rudnicki, Jakub Sajkowski

Kontakt: kalimba.zespol@gmail.com
poecipogodzinach@gmail.com

credits

released April 4, 2020

license

all rights reserved

tags

about

Kalimba & Poeci Po Godzinach Poland

contact / help

Contact Kalimba & Poeci Po Godzinach

Streaming and
Download help

Report this album or account

If you like Kalimba & Poeci Po Godzinach, you may also like: